Nawigacja

Likwidacja Oddziału „Hubala” w relacji oficera Wehrmachtu odnalezionej w niemieckich archiwach

Mija 80 lat od dnia, w którym w walce z niemieckim okupantem poległ mjr Henryk Dobrzański – legendarny Hubal. Zginął trafiony kulą in pectore. Ślady tej śmiertelnej rany nosił jego mundur, który przestrzelony na sercu zdawał się tym samym potwierdzać zgon polskiego oficera. Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN dotarło do oryginału niemieckiego dokumentu opisującego niemieckie zmagania z bohaterskim oddziałem mjr. Hubala. Dokument zawiera również wiersz o... jednej z nieudanych prób rozbicia polskiego oddziału i szacunku jakim - mimo wszystko - darzono mjr. Dobrzańskiego i jego partyzantów.

3 lutego 1968 roku w dzienniku Frankfurter Allgemeine Zeitung ukazał się tekst „Polski jeździec na siwym koniu” zawierający relację niemieckiego oficera wywiadu i kontrwywiadu 372 dywizji Wehrmachtu, Heinrich Schreihagego (Heinrich Schreihage). Kwerenda archiwalna prowadzona przez pracowników Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN w zasobach Bundesarchiv/Militärarchiv [Archiwum Federalne/Archiwum Wojskowe] pozwoliła dotrzeć do oryginalnego tekstu, którym posiłkował się dziennikarz FAZ ponad 50 lat temu. Oprócz opisu prób rozbicia Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego mjr. Hubala znalazł się tam również wiersz, w którym padają… słowa szacunku, jakim najeźdźca darzył niezłomnego Majora. O tzw. „Bitwie pod Kamienną” (tytuł wiersza) wspomina sam dr. Schreihage w jednym z poniższych akapitów.

Odnaleziony dokument to historia dowództwa 581 obszaru tyłowego armii oraz 372 dywizji piechoty (OFK 372) w latach 1939-40. Poniżej prezentujemy fragmenty odnoszące się do sylwetki i faktów związanych z mjr. Dobrzańskim oraz jego oddziałem. Na uwagę zasługuje wiersz opublikowany na końcu dokumentu (publikujemy tekst oryginalny oraz tłumaczenie literackie).


Dr. Schreihage - Historia dowództwa 581 obszaru tyłowego armii [Korück 581] (Nadkomendantura polowa 581 [OFK 581]) oraz 372 Dywizji Piechoty [OFK 372] w latach 1939-1940 (opracowana w niewoli amerykańskiej) – kserokopia) w tym etap wojenny 372 dywizji piechoty czerwiec 1940 r. (1946)

/Bundesarchiv, Militärarchiv, RH 26-372 / 2, H 15-372/1 - fragmenty, tłum. z oryg. na zlecenie IPN/

Obszar, za którego bezpieczeństwo odpowiadała nadkomendantura polowa podlegająca bezpośrednio Naczelnemu Dowództwu na Wschodzie w Spale: generał pułkownik Blaskowitz, szef sztabu gen. major Hollidt, obejmował teren od nowo wytyczonej granicy Rzeszy mniej więcej do linii Skarżysko - Kamienna – Skrzynno - Nowe Miasto - Rawa - Koluszki. Południową granicę obszaru wytyczała szosa Skarżysko - Kamienna - Radomsko. Siły służące zapewnieniu bezpieczeństwa to 7 batalionów strzelców krajowych, każdy składał się z 3 kompanii strzelców i 1 kompanii karabinów maszynowych (z siedzibą w Końskich, Smogorzowie, Opocznie, Rawie, Tomaszowie, Piotrkowie i Gorzkowicach), ich wyszkoleniem zajmowały się 2 sztaby pułku (Opoczno i Ujazd). O użyciu tych oddziałów decydowała OFK, natomiast szkoleniem zajmował się sztab specjalny pod dowództwem generał majora Müllera. Ta dwoistość prowadziła w praktyce do konfliktu kompetencji i okazała się mało użyteczna. W celu zaopatrzenia swoich jednostek OFK dysponowała jednym dowództwem zaopatrzenia, w skład którego wchodziło 5 (?) kolumn taborowych. Na miejsce dotarła również podstawowa kadra kompanii łączności. W celu realizacji zadań wojskowo-administracyjnych w ważniejszych miastach działały komendantury lokalne, podlegające również OFK (Piotrków, Tomaszów, Opoczno, Końskie, Rawa). W innych miejscowościach obowiązki komendantur lokalnych wypełniali dowódcy oddziałów.

Zimą na przełomie roku 1939/40 i wiosną 1940 r. na obszarze podległym OFK 581, późniejszej 372. dywizji piechoty, powstałej w wyniku przekształcenia OFK, miały miejsce wydarzenia, które odbiły się szerokim echem daleko poza granicami obszaru i które nie pozostały bez politycznych konsekwencji. Chodziło o działania polskiej grupy oporu zorganizowanej na wzór wojskowy pod dowództwem majora, który w owym czasie stał się znany jako „jeździec na siwym koniu”.

Na początku listopada 1939 r. pojawiły się informacje o tym, że w lasach na wschód od Pilicy widziano grupę polskich żołnierzy na koniach. Jakiś oficer z rudą brodą, dosiadający siwej klaczy, miał podobno grozić pewnemu folksdojczowi w okolicy Przedborza albo nawet go zastrzelić. Grupa miała uprawiać antyniemiecką propagandę wśród ludności, a jej główna baza znajdowała się w klasztorze „św. Krzyża” na Łysej Górze. W połowie listopada pojawiły się pogłoski o umundurowanych Polakach widzianych w leśnych wioskach koło Końskich, pod koniec listopada dotarł meldunek o nocnej napaści tej grupy na gospodarstwo folksdojcza Otto v. Rudte w Hucie (ok. 12 km na wschód od Opoczna). Mimo zarządzenia natychmiastowej akcji poszukiwawczej, przeprowadzonej przez stacjonujące po sąsiedzku oddziały strzelców krajowych, działania te nie przyniosły żadnych rezultatów, gdyż grupa w międzyczasie znikła. Jak się później okazało przeniosła się do Studziannej (ok. 24 km na wschód od Tomaszowa Maz.) i tam pozostawała przez wiele tygodni. W tym czasie zorganizowała wypad do zwierzyńca pałacyku myśliwskiego w Spale, wtedy siedzibie Naczelnego Dowództwa Wschód, podczas którego upolowała samicę żubra; po wypatroszeniu przewiesiła skórę zwierzęcia przez ogrodzenie.

Na przełomie 1939/40 r. grupa przeniosła się do oddalonej o ok. 15 km na wschód od Opoczna wsi Gałki, o szczególnie korzystnym położeniu dla oddziału. Krzyżujące się w pobliżu duże drogi Piotrków – Radom i Nowe Miasto – Końskie umożliwiały dobre połączenia komunikacyjne we wszystkich kierunkach, z drugiej strony sama wioska była doskonale zabezpieczona na wypadek nieoczekiwanych akcji, dzięki położeniu na niedostępnych terenach leśnych i osłonięciu od strony północnej wzniesieniami. Intensywne opady śniegu, które przyniósł początek stycznia 1940 roku, sprawiły, że teren ten stał się praktycznie niedostępny. Czas ten wykorzystano na rozbudowę oddziału.

Jego przywódca przyjął pseudonim „major Hubal”, w rzeczywistości był to polski major kawalerii Henryk Dobrzański, który przed wojną kierował wojskowym biurem werbunkowym w Wołkowysku. Był odznaczony srebrnym orderem „virtuti militari” za udział w wojnie rosyjsko-polskiej i mówiło się, że zasłynął jako doskonały jeździec. Przypuszczalnie po kapitulacji Warszawy udało mu się przebić na południe i zgromadzić wokół siebie 15-20 mężczyzn. Czy otrzymał urzędowe poruczenie utworzenia tego rodzaju ochotniczego oddziału - na co wskazywać mógłby fakt posługiwania się służbową pieczęcią z polskim orłem i napisem o treści: „oddział wydzielony wojska polskiego, major Hubal” – czy też działał z własnej inicjatywy, nie udało się ustalić. Podobnie nie wyjaśniono rzeczywistego celu istnienia oddziału. W swoich działaniach nie dokonywał aktów przemocy wobec Niemców. Biorąc pod uwagę przewagę drugiej strony trudno przypuszczać, by to one miały być jego celem. Należy raczej sądzić, że oddział symbolicznie reprezentował polskie wojsko i samym faktem swojego istnienia chciał podtrzymać chęć oporu narodu polskiego.

Dzięki werbunkowi prowadzonemu wśród ludności wiejskiej oddział w pierwszych miesiącach roku 1940 zwiększył się do ok. 120-150 mężczyzn, z których około 40 dosiadało koni, resztę stanowiła piechota. Na uzbrojenie oddziału składały się karabiny i kilka sztuk broni maszynowej, pochodziły one przypuszczalnie z tajnych składów broni, które zostały założone po klęsce polskiej armii. Wszyscy członkowie oddziału nosili polskie mundury pozbawione dystynkcji. Konie pozyskiwano w drodze rekwizycji za pokwitowaniem. Wystawiano prawdziwe zaświadczenia o rekwizycji z podpisem i pieczęcią, przy czym rekwirowano przede wszystkim konie służące wcześniej w polskiej armii, oddane chłopom przez administrację niemiecką z zasobów stanowiących łupy wojenne. Pieniądze pozyskiwano w wyniku napadów na polskich poborców podatkowych, którzy zajmowali się poborem podatków na zlecenie niemieckich władz okupacyjnych. W samym oddziale panowała ewidentnie surowa dyscyplina, stosowano nawet karę chłosty. Oprócz majora w oddziale byli jeszcze oficerowie: w stopniu kapitana był dowódca kawalerii i jeden podporucznik dowodził piechotą, ponadto był jeden kapelan wojskowy, który pochodził z klasztoru w Studziannej. Warto odnotować, że do oddziału należała również kochanka majora o imieniu Teresa, która podobno nosiła mundur i brała udział w późniejszych walkach.

Od czasu napadu w Hucie placówki niemieckie straciły wszelki trop. Zima, obfitująca w opady śniegu, sprawiła, że transport drogowy odbywał się z problemami i uniemożliwiła wszelkie akcje poszukiwawcze w terenie, zwłaszcza leśnym. Dopiero końcem lutego nadszedł meldunek, że w wioskach leżących na wschód od Opoczna miały miejsce rekwizycje. Gdy na początku marca członkowie oddziału RAD (Służba Pracy Rzeszy) spotkali umundurowanych polskich jeźdźców, stwierdzono w oparciu o doniesienia informatorów i dochodzenie Tajnej Policji Polowej, że oddział ma swoją bazę w Gałkach. Po nastaniu odwilży, gdy poprawiły się warunki drogowe, dowódca 650 pułku piechoty otrzymał rozkaz wytropienia oddziału. Akcję, która miała się odbyć stosunkowo niewielkimi siłami i z zaskoczenia, zaplanowano na 13 marca.

W związku z planowanymi niemieckimi działaniami doszło do znaczącej różnicy zdań między Wehrmachtem a SS. Zaangażowana do przygotowania akcji Tajna Policja Polowa poinformowała o tym zamiarze Służbę Bezpieczeństwa (SD). 12 marca 1940 r. pełnomocnik SD zgłosił się do komendanta 372. dywizji piechoty i zażądał odwołania akcji. Argumentował, że walka z oddziałem Hubala to sprawa policji i odpowiedzialny jest za nią Wyższy Dowódca SS i Policji. Ponadto w całym Generalnym Gubernatorstwie ma zostać przeprowadzona wkrótce akcja przeciwko wszystkim grupom oporu i samodzielna interwencja dywizji mogłaby tę akcję zakłócić. Dowódca dywizji odpowiedział, że nie chce utrudniać pracy policji, jednak jest gotów tylko wtedy zrezygnować z działania swoich oddziałów, jeżeli akcja policji nastąpi wkrótce, gdyż nie może on dłużej tolerować takiej sytuacji na podległym mu obszarze, i jeżeli o działaniach policji zostaną powiadomione na czas placówki administracji wojskowej. Dowódca otrzymał zapewnienia w obu sprawach, że tak się stanie.

W kolejnych dniach, gdy okazało się, że 14 marca oddział opuścił Gałki, placówka Abwehry z Radomia zarzuciła dywizji, że ta nie włączyła jej w sprawę, podnosząc przy tym argument, że samodzielne działanie jest niedopuszczalne. Poinformowała, że jest w kontakcie z SD i poinformuje dywizję na czas o planowanej dużej akcji. Do końca marca jednakże nic nie nastąpiło. Gdy wieczorem 25 marca żołnierze batalionu ze Smogorzowa zostali otoczeni na ulicy przez polskich jeźdźców i tylko z trudem się uratowali, komendant dywizji osobiście interweniował u Naczelnego Dowódcy OB Ost, który dał mu wolną rękę w sprawie przeprowadzenia przez dywizję własnej akcji. Zobowiązał tylko dywizję do uprzedniego skontaktowania się z dowództwem Odcinka Straży Granicznej Mitte i z placówką Abwehry w Radomiu. Nastąpiło to 30 marca. 

Wieczorem tego samego dnia rozeszła się wiadomość o tym, że Naczelnik policji i SS dystryktu Radom, bez powiadamiana placówek Wehrmachtu, przeprowadził tego dnia w godzinach rannych akcję przeciwko oddziałowi posiłkując się 2 batalionami policji. Akcja zakończyła się absolutnym niepowodzeniem. Batalion wysłany do Gałek nie znalazł nikogo, natomiast kolejny batalion natrafił na nieprzyjaciela w okolicy Huciska, ale po odniesieniu strat musiał się wycofać. Po tej potyczce oddział ochotniczy, którego siły wzrosły wskutek zrekrutowania się ludności cywilnej i prawdopodobnie liczył kilkuset mężczyzn, odszedł na południe napadając w Odrowążu na 2 Niemców, członków Organizacji Todt [OT]. Oberführer SS Katzmann, dowodzący akcją, zażądał więc wtedy od Wehrmachtu wsparcia w postaci samolotów i artylerii. Gdy wsparcie to zostało uzależnione od tego, że akcja musi odbyć się pod dowództwem i z udziałem Wehrmachtu, Wyższy Dowódca SS i Policji, SS-Obergruppenführer Krüger, odrzucił ten warunek i zarządził na 1 kwietnia dużą akcję wyłącznie własnymi siłami. W tym celu 31 marca ściągnięto w ciągu dnia i podczas kolejnej nocy 2 zmotoryzowane pułki SS (8. i 12.), jeden pułk kawalerii SS, 2 bataliony policji i zmotoryzowane oddziały żandarmerii, które przygotowały kocioł wzdłuż szos Odrowąż - Wołów – Krasna - Mniów – Samsonów – Jasiów - Zagnańsk - Suchedniów – Baranów. Stacjonujące po sąsiedzku oddziały armii były postawione w stan alarmu, zabezpieczały je wystawione czujki, jednak same oddziały nie brały udziału akcji. Sposób jej przygotowania i przeprowadzenia ujawnił poważne błędy w dowodzeniu i wyszkoleniu użytych jednostek SS. Dwa prowadzone czysto frontalnie pojedyncze ataki z południa nie powiodły się z powodu strat własnych. W nocy z 1/2 kwietnia udało się majorowi wraz z większością jego jazdy przebić pierścień okrążenia i oddalić w kierunku zachodnim, by tam w nieprzebytych lasach przepadł po nich ślad. Ponadto w wyniku akcji duża liczba walczących dostała się do niewoli. W większości nie byli to jednak regularni członkowie oddziału, a cywile, którzy wzięli udział w walkach. Straty SS i policji wyniosły około 12-15 ludzi.

Ponowna nieudana próba zlikwidowania oddziału pokazała, że siły policji i SS, mimo doskonałego wyposażenia, mają niewielką tylko wartość militarną.  Oficerowie łącznikowi dowództwa Odcinka Straży Granicznej Mitte i 372. dywizji piechoty na bieżąco informowali swoje dowództwa o sytuacji, a te z kolei przekazywały meldunki dalej odpowiednio do Naczelnego Dowództwa Ost i Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych. Fakt raportowania i arogancja żołnierzy SS wobec armii doprowadziły później do dużych napięć, zwłaszcza że spalenie wsi Gałki i Hucisko w odwecie za nieudaną akcję militarną, pozostawiło szczególnie nieprzyjemne wrażenie. Akcja SS nazywana ironicznie „Bitwą pod Kamienną” okryła się wątpliwą sławą. Wydarzenia te, których szczegóły nagłośniło brytyjskie radio, dodały niezwykle mocno otuchy polskiej ludności. 

372. dywizja piechoty w porozumieniu z OB Ost wzięła ponownie sprawę w swoje ręce. Na podstawie doniesień od lokalnej ludności ustalono w połowie kwietnia, że części oddziału, które wyrwały się z okrążenia i ruszyły początkowo w kierunku zachodnim, zatoczyły łuk i skierowały się na północ do swojej wcześniejszej zimowej kwatery w Studziannej. Gdy potwierdzono poza wszelką wątpliwość, że oddział rzeczywiście tam się zatrzymał, dywizja w ostatnich dniach kwietnia rozmieściła koncentrycznie wokół Studziannej części 650 i 651 pułku piechoty. Aby odeprzeć wszelkie zarzuty przekroczenia uprawnień akcję nazwano „ćwiczeniami pułkowymi ze strzelaniem na ostro”. Rankiem 30 kwietnia oddział natrafił na nieprzyjaciela. Rozpoczęła się strzelanina, podczas której zginął major Dobrzański trafiony w serce z karabinu maszynowego, część jego ludzi także poległa lub dostała się do niewoli, a reszcie – w tym kochance majora – udało się uciec.  

Tym sposobem zlikwidowano „oddział wydzielony wojska polskiego”. Zwłoki majora przewieziono do Tomaszowa i wystawiono na widok publiczny w koszarach Blaskowitza, gdzie dowódca Odcinka Straży Granicznej Mitte, gen. kawalerii baron von Gienanth włożył zmarłemu do trumny kawałek gałązki1. Obecni przy tym członkowie służby bezpieczeństwa SD potępili później ten rycerski gest wobec odważnego przeciwnika jako „heroizację” bandyty.  Major Dobrzański został pochowany w lesie na północny wschód od Tomaszowa. Po jakimś czasie w kościołach krakowskich rozdawano ulotki, w których polski ruch oporu informował o śmierci majora.

372. dywizja piechoty raportowała o przebiegu akcji niczego przy tym nie ukrywając. Raporty te stanęły na przeszkodzie w przyznaniu żelaznego krzyża, o co wystąpiło SS. Latem 1940 r. OKH zażądała od dywizji dokumentów w tej sprawie. Mimo niezadowalającego przebiegu akcji doszło jednak widocznie do przyznania odznaczeń żelaznego krzyża, np. uczestniczącemu w tej akcji w roli dowódcy kawalerii SS, późniejszemu Gruppenführerowi SS Fegeleinowi.

Generał pułkownik Blaskowitz stanowczo rozmówił się z ówczesnym generalnym gubernatorem dr. Franckiem i prawdopodobnie również z departamentami SS w kwestii przekroczenia kompetencji w innym już kontekście i odnośnie stojącego w sprzeczności z wszelkimi tradycjami wojskowymi zachowania oddziałów SS. Te spory miały bardzo poróżnić obie strony i przyczynić się do tego, że generał pułkownik nie uczestniczył w kampanii we Francji i został demonstracyjnie pominięty przy hojnie przyznawanych awansach na feldmarszałka.

(...)

Występują różnice w interpretacji zwrotu „dem Toten einen Bruch in den Sarg legte”. Może tutaj chodzić zarówno o gałązkę (złamaną?), jak również o szablę (niektóre interpretacje). Niezależnie od tego, kontekst akapitu pozwala odczytać ten gest, jako gest szacunku oddanego żołnierzowi (oficerowi).

 

Die Schlacht von Kamienna
 

Palmström eines Tages ward mobilisierst

und mit Krötenspiess und Fahrerpeitsche equipieret,

weil Gewehr, MG und andre Waffen

längst der BdE tät an sich reifen.

Also aufgerüstet fuhr man ab in Lastkraftwagen

in den Busen Todesahnung und mit leerem Magen.

Und es geistert der Latrinen finsterste Parole:

in dem Walde bei Kamienna wütet schon der Pole.

Die Phantombrigade dort in Waffen starrt

unterm Schimmelreiter, dem Major im roten Bart,

Palmström meint, das wär doch eine Sache,

lustig Lagerleben auf des Feldes Wache,

und die Flasche Cysta geht im Kreise

und man flüstert nach der alten Krieger Weise,

daß der Rotbart, dieser Kinderschreck

selbst den Park von Ober Ost benutzte zu den Zweck

seinen Mannen dort zu gönnen Wintersruh

und zu fressen gar die heil'ge Wisentkuh.

Nächtlich in des Waldes Mitten

die SS den Kriegspfad hat beschritten.

Mutig und entschlossen man nun harrt,

auf den Schimmelreiter, den Major in roten Bart!

. . . . . (hier fehlen einige Verse) . . . .

Draht und Sprechfunk und sogar das schnelle Krad

der Latrinen flüchtige Parole noch geschlagen hat.

Und noch ehe es der General erfuhr,

so des abends gegen sechs, sieben Uhr,

als verstummt der Waffen hässliches Getöse

wusste man, daß nächtens jener falsche, böse

Pole wieder mal gerettet ward:

Unser Schimmelreiter, der Major im roten Bart.

Wohingegen der Gefangenen gewalt'ge Stärke

stellte die Belegschaft unsrer Hermann-Göring-Werke

und der Herr Direktor flehe indigniert,

daß man diese ja nicht füsiliert.

Schließlich ohne Zweifel konstatieret ward:

ausgerückt ist der Major im roten Bart!

Palmström legt sich auf des Fahrerpelzes Haut

und er meditiert "Sagen wir es laut,

daß er unsre Sympathie besitzt,

obzwar er SS und Polizei entschlitzt!"

 

Wersja „literacka” tłumaczenia wiersza „Die Schlacht von Kamienna”
 

Bitwa pod Kamienną

Palmströma*) onegdaj zmobilizowano,

w szabelkę i bacik wyekwipowano,

gdyż na całej lepszej broni maszynowej

łapę położyli w Armii Rezerwowej.

 

Tak uzbrojonego ciężarówką wiozą,

śmierć mu staje w oczach, w duszy wieje grozą

hasło mroczne z latryn, co wieść straszną niesie

o dzikim Polaku pod Kamienną w lesie,

z upiorną brygadą, gdzie na siwku w zbroi

rudobrody major, co kul się nie boi.

 

Palmström myśli sobie – całkiem fajna sprawa:

życie obozowe, warty i zabawa,

z rąk do rąk butelka czystej sobie krąży

żołnierska opowieść szeptem ucho drąży

o tym Rudobrodym, tym postrachu dzieci,

co u Ober Osta pośrodku zamieci

ustrzelił żubrzycę i ucztę wyprawił,

oddział nakarmiwszy dobrze się zabawił.

 

Rudego majora śmiało i zaciekle

- na siwym rumaku chcąc posadzić w piekle -

oddział SS-manów ściga w środku nocy

w zielonych ostępach knując z całej mocy!

 

. . . . . (tu brakuje kilku wersów) . . . .

 

…lotne hasło latryn prześciga o głowę

motocykl, telefon i wieści radiowe

i zanim dociera to do generała

tak przed siódmą wieczór wie już armia cała,

gdy opada zgiełk i łoskot bitewny:

pod nocy osłoną swój ratunek pewny

 

znalazł groźny Polak, ten nasz nieuchwytny

major rudobrody na swym siwku sprytnym,

grono jeńców spore po drodze zgarniając,

oddziały Göringa za nic sobie mając,

po czym ich dowódca wznosi swe błagania

w celu uniknięcia ich rozstrzeliwania.

W końcu przyszła pora na tę konstatację:

umknięcie majora zakończyło akcję.

 

Palmström na kożuchu jeszcze medytuje

„Nie ma co ukrywać” tak deliberuje

„gdy majora SS i policja goni,

to nasza sympatia jest po jego stronie”.

 

*) Palmström – bohater poezji Christiana Morgensterna.


BPiI 
1.05.2020

 

Poniżej wybrane fotokopie uzyskanych dokumentów (fragmenty):

do góry